Czekałaś na to wydarzenie długie miesiące ciąży. Czułaś podekscytowanie, radość, ale i lęk. Obiecałaś sobie, że zrobisz co w Twojej mocy, aby poród przebiegał prawidłowo. Nie chciałaś zawieźć własnego dziecka.
I kiedy wszystko się wydarzyło, poczułaś rozczarowanie. Poczułaś potworne zmęczenie i napływające do oczu łzy. Nie, wcale nie szczęścia. Rozpierał cię ból i wrażenie osamotnienia. I twoje dziecko, takie malutkie, bezbronne. Dlaczego nie potrafiłaś je pokochać? Od razu…
Badania wykazują, że co trzecia matka przeżywa po porodzie zespół stresu pourazowego. Nawet, jeśli poród przebiega książkowo i nie niesie ze sobą żadnych komplikacji, niektóre kobiety i tak mu ulegają. Nasze emocje, nasze nastawienie oraz okoliczności zewnętrzne mogą zgrać się w zespół bodźców, które wywołają ten trudny do przejścia stan.
Kiedy może się pojawić?
Trudny poród, to przede wszystkim taki poród, po którym czujemy się obolałe, również psychicznie. W trakcie którego zostałyśmy źle potraktowane i nie uszanowano naszych potrzeb oraz emocji. Kiedy odmówiono nam informacji lub nie udzielono odpowiedzi na nasze pytania. Gdy oczekiwano od nas bezwolnego poddania się procedurze i gdy ignorowano nasz lęk, przerażenie oraz ból.
Poród, po którym mamy wrażenie, że jesteśmy na samotnej wyspie, a na myśl o tak realnej już, tak namacalnej przyszłości z dzieckiem, dostajemy gęsiej skórki. Maleńkie zawiniątko w beciku wbija nas w poczucie winy i wywołuje ataki paniki. Boimy się wziąć je na ręce. Nie umiemy przystawić go do piersi i nikt nam nie wyjaśnia, jak prawidłowo to zrobić. Płaczemy, usiłując utulić je do snu, a nasze ciało jest jakby nie nasze. Rozpulchnione, rozlane, wrażliwe na dotyk, łaknące snu i ciszy w zaciemnionym pokoju. Nie pojmujemy, dlaczego z takim trudem budzą się uczucia do własnego dziecka!
Kiedy mamy za sobą doświadczenie porodu-nie-po-ludzku, pragniemy wymazać je z głowy. Nie chcemy rozmawiać o porodzie z bliskimi, nasze serce zaczyna szybciej bić na wspomnienie porodówki i tego wszystkiego, co się tam wydarzyło, jak do nas mówiono, co z nami robiono, jak bardzo czułyśmy się uprzedmiotowione, bezbronne, samotne, wijące się w potwornych bólach, którym nie chciano ulżyć.
Czy tak to sobie wyobrażałyśmy? Czy taką historię mamy opowiedzieć upragnionemu dziecku, gdy zapyta, jak to było, gdy przyszło na świat? Nie chcemy takich wspomnień. Nikt by nie chciał. Spychamy je więc najgłębiej, na dno świadomości, i cierpimy, gdy tylko wypłyną na powierzchnię.
Zespół stresu pourazowego po porodzie nie jest tym samym co baby blues czy depresja poporodowa. Jednak i baby blues i depresja dotykają najczęściej kobiety, które go przeżyły. A badania wykazują jeszcze, że objawy zespołu pourazowego aż w 80 procentach dotyczą kobiet, które rodziły naturalnie i bez znieczulenia.
Tymczasem w polskich szpitalach rzadko proponuje się kobiecie podanie znieczulenia, w niektórych wręcz odmawia go lub nie oferuje wcale.
Jak wynika z raportu NIK nt. kontroli standardów okołoporodowych: w 20 szpitalach na 24 nie podawano pacjentkom znieczulenia z powodu braku anestezjologa. W większości z nich nadal funkcjonują wielostanowiskowe porodówki, gdzie kobiety rodzą jednocześnie oddzielone od siebie parawanami. Również wieloosobowe sale poporodowe pozostawiają wiele do życzenia. Przede wszystkim: brakuje w nich niezbędnych sprzętów dla matki i dziecka oraz są przeludnione.
Jednak najbardziej niepokojące okazały się dane dotyczące pracy lekarzy położników. W 17 skontrolowanych szpitalach pracowali oni bez przerwy kilka dni. Rekordzista 151 godzin.
Raport nie pozostawia więc złudzeń: choć mamy XXI wiek i od wielu lat promuje się ideę akcji „Rodzić po ludzku” , większośc polskich placówek nie oferuje rodzącym optymalnej opieki okołoporodej, w tym poczucia bezpieczeństwa, intymności, spokoju oraz prawa do znieczulenia i rzetelnej informacji.
Nic dziwnego, że w takiej sytuacji co trzecia rodząca doświadcza pełnoobjawowego stresu pourazowego. Czy tego pragniemy dla naszych matek i dzieci?