„Etykieta to umiejętność ziewania z zasłoniętymi ustami” – mawiała Brigitte Bardot. Ale dobre maniery to coś więcej: czynią życie bogatszym i przyjemnym, a nawet pomagają rozwijać osobowość. Nic dziwnego, że rodzice coraz chętniej zapisują dzieci na warsztaty z savoir-vivre’u. Wraca moda na naukę dobrych manier.
O tym, że „uprzejmość nic nie kosztuje, a wiele kupuje”, rozmawiamy z Joanną Modrzyńską, adiunktem na Wydziale Politologii i Studiów Międzynarodowych UMK w Toruniu, założycielką szkoły Art of Manners i autorką książki „Protokół dyplomatyczny, etykieta i zasady savoir-vivre’u”.
Podobno „frak leży dobrze dopiero w trzecim pokoleniu”, ale przyswojenie sobie dobrych manier zajmuje chyba mniej czasu. Co pomaga je nabyć?
Joanna Modrzyńska: Patrząc na codzienny rozwój małego dziecka, zwłaszcza jeśli posiada ono starsze rodzeństwo, można z łatwością zauważyć, że dzieci nabywają nowe umiejętności, obserwując i powtarzając zachowanie innych. Dlatego nie do przecenienia jest powielanie dobrych i poprawnych wzorców. Stąd istotna rola rodziców, dziadków i nauczycieli oraz ich świadomość, aby nie tylko przekazywać wiedzę merytoryczną, ale też rozwijać kompetencje społeczne, do których zaliczyłabym dobre maniery. Jestem przekonana, że dobre maniery można i należy wynieść z domu czy szkoły. Trzeba jednak korzystać z dobrych wzorców.
Okazuje się, że etykieta i etyka mają ze sobą wiele wspólnego. W dawnych wiekach wyższe warstwy społeczne rozwinęły zestaw skomplikowanych zasad, aby odróżniać się od ludzi z gminu. Maniery były oznaką kultury i wykwintności, a ich brak – bycia „dzikusem”.
Z czasem etykieta stała się kodeksem praw spajających społeczeństwo i porządkujących nasze działania. Warto pamiętać, że maniery są ważniejsze od prawa, bo to na nich (w dużej mierze) zostało ono oparte. Niektóre normy, sięgające czasów dawnej rycerskości, w miarę upływu czasu zanikły, inne przetrwały w niezmienionej formie. Jeszcze inne ewoluowały, dostosowywane do wymagań danej epoki, obowiązującego wówczas poczucia dobrego smaku czy… zdrowego rozsądku.
Od zarania dziejów dodają barw i kształtują nasze życie oraz poczucie moralności. Również dziś zasady odpowiedniego zachowania są jak powietrze, którym oddychamy – niewidzialne, a wywierające przemożny, choć nie zawsze uświadomiony wpływ.
Przyglądając się współczesnym obyczajom, kształtowanym np. przez technologię, zdarza się Pani wykrzyknąć za Cyceronem: „O tempora, o mores!”?
Zdecydowanie tak, i to nawet częściej, niż bym sobie tego życzyła. Nie winię jednak ani czasów, ani dzieci czy młodzieży, ani tym bardziej wszechobecnej technologii. Zdecydowanie największą rolę w wychowaniu odgrywają rodzice i środowisko, w którym przebywa młody człowiek, a więc żłobek, przedszkole czy szkoła, czyli tu w pierwszej kolejności należy szukać przyczyny pogorszenia obyczajów.
Dobre maniery charakteryzujące damy i dżentelmenów nie są ani sztywne, ani męczące, przeciwnie – uzewnętrzniają się w niewymuszony sposób. Ta naturalność przejawia się m.in.: w zapominaniu o sobie, by dostrzec potrzeby innych, dostosowywaniu swojego zachowania do grona i zdarzeń, w których się znaleźliśmy, doskonaleniu wewnętrznego poczucia własnej wartości.
Dobre maniery nie są ostentacyjne, bo nie mają na celu wywierania wrażenia czy zwracania uwagi otoczenia – raczej powinny kreować w nim nasz pozytywny odbiór. Dobre maniery to nie podszyte egocentryzmem samozadowolenie i osądzanie bliźnich – dają pewność siebie, ale nie służą temu, by czuć się lepszym od innych. Są jak drogowskazy ustawione wzdłuż autostrady o nazwie „zdrowy rozsądek”, które podpowiadają, jak się zachować i zareagować w każdej sytuacji bez ryzyka wypadnięcia z obranego kursu. Dobre maniery stanowią fundamenty naszej cywilizacji, kulturowe dziedzictwo, ale przede wszystkim świadczą o nas samych.
Dobre maniery tworzą „rusztowanie” dla naszej samooceny i poczucia wartości. Dzięki nim nabywamy uważności i uwrażliwiamy się na potrzeby innych. Zyskujemy pewność, że poradzimy sobie w każdych okolicznościach. Co dodałaby Pani do tej listy?
Może nie tyle dodałabym nowe pozycje do tej listy, co chcę rozwinąć elementy na niej zawarte. Pewność siebie, jaką daje nam znajomość dobrych manier, jest kluczowym elementem m.in. w robieniu tzw. dobrego wrażenia, które możemy zrobić tylko raz. Jeśli dobre maniery mamy we krwi, nie grozi nam stres ani konieczność skupiania się na detalach. Stąd już tylko krok do bycia lwem salonowym, którego wszyscy chętnie zapraszają na różnego rodzaju spotkania i uroczystości.
A kim jest współczesny dżentelmen? „Obyczaje”, „maniery”, „konwenanse” – dla niektórych te słowa nawet nie powinny znajdować się w tym samym zdaniu co „męskość”. Dobre maniery mogą części nas kojarzyć się ze sztywną listą „rób tak, a tak nie”, ciotką pouczającą na każdym kroku lub kadrami wprost ze starego kina – scenami pełnymi sztucznej formalności, ukłonami, lśniącymi lakierkami, polerowanymi monoklami i całą tą przesadną uprzejmością w rodzaju: „Jak zdrowie szanownego pana?” czy „Ależ nie, nalegam, proszę przodem!”.
Poprzednie pokolenia nie widziały żadnej sprzeczności w „szorstkim” sposobie bycia i wyrafinowanym zachowaniu mężczyzn. Przeciwnie, wysoko je ceniły. Ideał dobrze wychowanego mężczyzny wywodzi się ze średniowiecza, gdy dzielni, szlachetni rycerze stawali w szranki o honor (lub rękę) swojej damy serca. Czasy się zmieniły, ale przejawy rycerskości nic a nic nie straciły na znaczeniu. Przez wieki panowie, którzy chcieli uchodzić za dobrze wychowanych, wprawiali się we wszystkich typowo męskich sztukach: od umiejętności potrzebnych myśliwemu lub żołnierzowi po zachowania wymagane na rautach i balach. Wytworni w ubiorze, uprzejmi w obejściu, szanujący kobiety i zawsze godni zaufania, z odrobiną tzw. prawdziwego faceta – do dziś tacy mężczyźni stanowią kwintesencję dżentelmena!
„Damą się nie bywa, damą się jest”. Jak rozumie Pani to powiedzenie?
Czasami spotykam się z zarzutami rodziców, którzy uważają, że ich latorośle po kilku spotkaniach ze mną powinny być uosobieniem dobrych manier i chodzącą encyklopedią etykiety. Gdy pytam o częstotliwość np. wspólnego jedzenia posiłków w rodzinnym gronie czy ćwiczeń z nakrywania do stołu przez dzieci, widzę tylko zdziwienie na twarzy.
Praktykowanie dobrych manier i biegłość w ich stosowaniu porównałabym do umiejętności jeżdżenia na rowerze – jedna przejażdżka nic nie da. Dla osiągnięcia biegłości konieczne są regularne treningi. Podobnie nie wystarczy posłać dziecka na lekcje dobrych manier. Jeśli w domu każdy je oddzielnie: np. mama przed telewizorem, tata przed komputerem, a dziecko samotnie w swoim pokoju, sztuka konwersacji jest w tej rodzinie dawno zapomniana, a o właściwym użyciu sztućców nikt nie słyszał, to trudno się dziwić, że dziecko nie dorasta do wyimaginowanych standardów swoich rodziców. Stąd już tylko krok do wniosku, że skorupka nie nasiąkła za młodu tym, czym powinna, a pobożne życzenia to trochę za mało.
Nauczanie savoir-vivre’u powinno zacząć się od najmłodszych lat, ale żadne dziecko nie jest za małe na naukę. Nikt nie rodzi się wyposażony w dobre maniery i zanim staną się one drugą naturą, upłynie trochę czasu. Na początek wystarczy, że dzieci będą powtarzać dokładnie to, co opiekunowie im pokazują. Ważne, by słuchały, obserwowały i naśladowały mowę ciała dorosłych. Niektórym dzieciom nabycie dobrych manier przychodzi z łatwością, innym nieco trudniej. Dlatego rodzice powinni uzbroić się w cierpliwość i liczyć z tym, że na przyswojenie przez pociechę nowej umiejętności potrzeba około miesiąca. I pamiętać, że nawet ich nieświadome działania mogą zostać odtworzone, lepiej więc zadbać o spójność we własnych codziennych zachowaniach.
Kindersztuba XXI wieku – jakie jest minimum w wychowaniu małej damy i małego dżentelmena?
Do absolutnego niezbędnika małej damy i młodego dżentelmena XXI wieku zaliczyłabym umiejętność właściwego zachowania się przy stole i poprawnego użycia sztućców. Od najmłodszych lat warto również uczyć nasze latorośle szacunku dla innych oraz podkreślać konieczność używania w codziennych sytuacjach tzw. magicznych słów: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”. Ostatnie wydarzenia na świecie sprawiają, że muszę podkreślić doniosłość rzeczy wydawałoby się oczywistych, które, jak się okazuje, takie oczywiste nie są, czyli obowiązek rozwijania u dzieci
i młodzieży empatii i tolerancji dla odmienności innych.
————————–
Dobre maniery Cecylki Knedelek – Kolejna pozycja znanego i ukochanego przez czytelników duetu – Joanny (uprzejmej) Krzyżanek i Marcina (szarmanc-kiego) Cisła. Wyd. Jedność. Książka zdobyła główną nagrodę w X edycji konkursu „Świat przyjazny dziecku”.
Jak nie wyjść na „niewychowanego prosiaczka”, czyli książeczka o tym, co wypada, a czego nie wypada. I co wypada o tym wiedzieć. Obfituje w wiele cennych porad. Jeśli weźmiecie je sobie do serca, staniecie się posiadaczami dobrych, a może nawet najlepszych manier na świecie! Ale nim się staniecie mistrzami dobrych manier (a może to trochę potrwać), po prostu bawcie się dobrze, śledząc kolejne przygody Cecylki Knedelek i jej przyjaciółki gąski Walerii.