Gdy patrzę, jak moja córka zamienia się w kobietkę i wchodzi w świat dorosłych, łza kręci mi się w oku z wielu powodów. Wiele kobiet przedłuża swoją młodość w gabinetach kosmetycznych, ja odnajduję ją w kobiecych zainteresowaniach mojej córki. Mnie one cieszą, mojego męża chyba martwią, a może przerażają… Każdy z nas na swój sposób „traci” dziecko, ale „zyskuje” za to nową małą kobietkę. Kochana córeczka, noszona dotąd na rękach, rozpieszczana i przytulana, przestaje nagle traktować cię jak najważniejszego człowieka w życiu. Mała księżniczka opuszcza zamek, przestaje interesować się konikiem Pony, a lalki Barbie, jeśli jeszcze posiadają wszystkie nogi, oddaje koleżankom i kuzynkom. Teraz ważniejsze są wodne tatuaże. Wiszący nad łóżkiem plakat Hanny Montany zamienia na mroczny plakat Roberta Pattisona z demonicznym uśmiechem. Kiedyś ukochane różowe legginsy stają się tematem długiej dyskusji o poranku. Na nieszczęście, wszystkich spieszących się do pracy, dyskusja odbywa się tuż przed wyjściem do szkoły, gdy czas zaciska pętlę na szyi. Twoja córeczka zmienia styl. Zaczyna zastanawiać się, w czym wygląda atrakcyjniej, która spódnica pasuje do jej ulubionej bluzki i którym kosmykiem coraz częściej nierozczesanych i rozpuszczonych włosów zasłonić sobie twarz. Trochę na wzór Wioli z „Iniemamocnych”. Patrząc na te zmiany, zaczynasz się bać: „Czy od jutra przestanie się również przytulać do ciebie?”. I to jest właśnie moment, w którym warto zastanowić się, co możesz zrobić dla córki, a co dla siebie. Czy jej potrzeby są najważniejsze? Może bardziej martwisz się o swoje? Jak zatrzymać te urocze chwile na zawsze i jak w małych oczach widzieć nadal odbicie superbohatera?
Mężczyzna ma tu łatwiej. Ojciec jest i zawsze będzie pierwszą i najważniejszą męską postacią w życiu dziewczynki. Mój mąż często powtarza naszej córce, że ślicznie wygląda, ma ładną fryzurę, kupuje jej kwiaty z okazji urodzin. Te proste słowa i gesty stają się dla dorastającej dziewczynki podstawą akceptacji siebie jako coraz doroślejszej, a wkrótce dojrzałej kobiety. Jaką mam szansę na tytuł supermamy? Co robić, by nie stracić dobrych relacji z dorastającym dzieckiem? Nie ma już pępowiny, dowodu na fizyczną więź. Z każdym dniem dziecko zaczyna być coraz bardziej samodzielne. Najpierw chwyta zabawki, potem siada, stawia pierwsze kroki… Szybko dochodzimy do momentu, w którym pojawiają się już nie tylko samodzielne kroki, ale przede wszystkim własne dróżki i trasy, a dla nas, mam, często nie ma na tym szlaku miejsca. Proces rozwoju i budowania autonomii jest naturalny. Dlaczego więc dialog dwóch pań mieszkających pod jednym dachem porównywany bywa czasami do tańcowania na polu minowym? A mogłoby by przecież być tak słodko. Cieszy nas zainteresowanie naszych córek lakierami do paznokci, biżuterią, błyskotkami. W naszych rozmowach pojawiają się perfumy, makijaż lub odżywki do włosów. Ze złością spoglądam na wywróconą do góry nogami półkę z butami na obcasie, gdzie widać ślady małych rączek. Ewidentnie ktoś znowu trenował chodzenie w moich szpilkach i przymierzał sukienkę w najbardziej intensywnym kolorze. Dowodem na te przymiarki są późniejsze pytania: „Jak można w takich butach biegać cały dzień?”. „Ja nie biegam, córeczko, ja chodzę…”. Ale czy supermama w ogóle biega w szpilkach?
Odeta Moro-Figurska: Fundacja Szczęśliwe Macierzyństwo powstała dziewięć lat temu, kiedy zostałam mamą. Czułam potrzebę podzielenia się doświadczeniem i wiedzą specjalistów, których jakich spotkałam na mojej drodze. Od początku organizujemy akcję „Szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko” i specjalnie dla młodych mam prowadzimy program „Mama w szkolnej ławce”. Bierzemy udział w edukacji młodych ludzi, dlatego od kilku lat prowadzimy działalność wydawniczą. Z wielką chęcią angażujemy się w akcje społeczne organizowane przez naszych przyjaciól i partnerów… bo rodzina jest cool.