Śpiewa, koncertuje, karmi, dba o rodzinę. Ania Wyszkoni, piosenkarka, mama 12-letniego Tobiasza i dwuletniej Poli, część tygodnia spędza w trasie, część w domu. Ale pełnię szczęścia osiąga wtedy, gdy udaje się jej połączyć bycie mamą i śpiewanie.
GAGA: Małe dzieci – mały problem, duże dzieci – duży problem. podpisujesz się pod tym?
Ania wyszkoni: Obiema rękami! Problemy małego dziecka to głównie problemy rodziców. To my musimy się uporać z bolącymi dziąsłami podczas ząbkowana, z kolkami, z płaczem, z nieprzespanymi nocami. Malutkie dziecko, kiedy cierpi, szuka ratunku u mamy, a ona robi wszystko, żeby mu pomóc. Dwunastolatek już nie dopuszcza rodziców do wszystkich swoich spraw. Czasami widzę, że mojego syna coś dręczy, że ma jakiś kłopot, ale nic nie mogę na to poradzić. A matka fatalnie znosi złe samopoczucie swojego dziecka. Trzeba mu dać swobodę, otworzyć przestrzeń, żeby radziło sobie samo.
Kiedy urodziłaś pierwsze dziecko, byłaś bardzo młoda. Czułaś, że macierzyństwo coś ci zabiera?
Właściwie nie wiedziałam, co mnie czeka. Pochodzę z małej miejscowości i to były jeszcze czasy, kiedy kobieta rodziła pierwsze dziecko tuż po dwudziestce. Ja miałam 21 lat, więc nie czułam się w tym specjalnie odosobniona. To był standard. Wiedziałam, że mogę liczyć na moją mamę, co dawało mi spokój. Wiele musiałam się nauczyć, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że będę musiała zrezygnować ze swoich marzeń.
Zaczynałaś karierę już z dzieckiem u boku. To nie zdarza się często – kariera jest wymagająca i dziecko też jest wymagające.
To prawda. Z tym że ja nie planowałam jakiejś wielkiej kariery, chciałam śpiewać, chciałam być artystką, chciałam robić to, co lubię. Szybko nauczyłam się działać rozsądnie. Wiedziałam, że nie mogę grać sześciu koncertów w tygodniu, tylko raczej trzy. Dzięki temu miałam siłę do śpiewania, ale też do zajmowania się dzieckiem.
Syn zostawał z mamą, kiedy jechałaś na koncert?
Tak. Mama była olbrzymim wsparciem. Do dzisiaj są bardzo ze sobą związani. Mieszkaliśmy u moich rodziców przez pięć lat jego życia. Kiedy zdecydowałam, że się przeprowadzimy, syn bardzo to przeżywał. Zamieszkaliśmy tylko 10 km od mamy, ale przez pierwszy tydzień każdego wieczoru chciał wracać do jej domu. Kiedy urodziłam Polę, zarzekałam się, że tym razem będzie inaczej, że nie będę tak bardzo angażować mamy, tylko opiekunkę. Rzeczywiście, zatrudniłam ją, ale babcie są niezastąpione. Kiedy wyjeżdżam z domu i wiem, że dzieci są pod ich opieką, niczym się nie przejmuję.
Polę urodziłaś, kiedy twój syn miał 10 lat. Porównujesz oba te macierzyństwa?
Pewnie. To są zupełnie różne doświadczenia. Kiedy miałam 21 lat i urodziłam Tobiasza, byłam innym człowiekiem niż wtedy, kiedy 10 lat później przyszła na świat Pola. Przy synku wszystko przeżywałam inaczej – pierwsze słowo, pierwszy ząbek, pierwszy krok. Nie byłam wtedy na tyle dojrzała, by czuć, jak ważne zmiany zachodzą w jego i w moim życiu. Teraz chłonę każdy moment spędzony z Polą. Mam więcej cierpliwości i spokoju. Żartuję czasami, że może dlatego pierwszym słowem Tobiasza był „traktor”, a Poli „mama”. Za drugim razem nie zaskoczyły mnie te wszystkie trudności – liczyłam się z nieprzespanymi nocami, choć Tobiasz nie przespał w całości żadnej nocy do piątego roku życia! Na szczęście okazało się, że z Polą zupełnie nie ma tego problemu. Jestem bardziej wyluzowana, mam więcej wiary w siebie i spokoju. Poza tym Pola ma zupełnie inną naturę niż Tobiasz.
Czym się różnią twoje dzieci?
Pola jest bardzo radosna, dużo tańczy, śpiewa, uśmiecha się. Interesują ją też kobiece sprawy. Lubi podglądać, jak się maluję, bierze moje kosmetyki, bawi się nimi. Ostatnio była ze mną na manikiurze, przyglądała się zachwycona i wyszła z pomalowanymi paznokciami. Dla Tobiasza musiałam być trochę mamą, trochę tatą, bo rozstałam się z jego ojcem, kiedy był malutki. Grałam w piłkę, biegałam, a nie są to moje ulubione zajęcia. Robiłam to, by sprawić mu przyjemność. Zawsze pracowałam na to, żebyśmy mieli dobre relacje, i tak jest do dzisiaj. Potrafimy ze sobą o wszystkim rozmawiać. Jestem z tego dumna.
A może dzieci są inne, bo ty na tych różnych etapach swojego życia byłaś inna?
Być może. Wiele rzeczy tłumaczę sobie też genami. Tobiasz był zawsze trochę bardziej zamknięty w sobie, ja również taka kiedyś byłam. Z czasem stałam się bardziej otwarta, uśmiechnięta. Mam nadzieję, że on też się kiedyś tego nauczy. Dzisiaj przejmuje się czasem rzeczami, o których za chwilę nie będzie pamiętał. Ma 12 lat, wchodzi w okres dojrzewania. Im jest starszy, tym więcej czasu potrzebuje spędzać w samotności, ma coraz więcej własnych spraw. Często z nim rozmawiam i bacznie go obserwuję, żeby nie przeoczyć żadnego problemu.