Wyobraźcie sobie garnek z przykrywką, a w nim kłębiące się emocje dziecka. Każdy dzień, każde zdarzenie przynosi ich więcej i więcej. Pokrywka aż podskakuje, para bucha, a my, rodzice, robimy wszystko, by z garnka nic się nie wylało. Co w końcu nastąpi?
Joanna Weyna Szczepańska: Dziś chciałabym porozmawiać z panią o negatywnych emocjach. Co się dzieje z dzieckiem, gdy nie pozwalamy mu ich wyrażać?
Małgorzata Liszyk Kozłowska, psychoterapeutka, (www.maliko.com.pl): Po pierwsze nie ma złych i dobrych emocji. I istnieją, czy się nam to podoba czy nie. Emocje służą komunikacji. Informują o tym, co się z nami dzieje. Dlatego, gdy mówimy dziecku, że dane emocje są złe, że nie wolno ich odczuwać, karzemy za nie czy piętnujemy – robimy mu krzywdę. Dziecko nie przestanie ich odczuwać, ale przestanie je okazywać. Czy my, dorośli, przestajemy czuć smutek lub złość, gdy komuś się w tym stanie nie podobamy? Też nie. Możemy jedynie o tych emocjach nie mowić, ukrywać je.
Naszą rolą jest uczenie dzieci jak odpowiednio komunikować emocje. Jak je wyrażać. Przede wszystkim te trudne uczucia, te dużo mniej przyjemne, których wyrażanie nie przychodzi z taką swobodą i naturalnością jak śmiech czy radość.
Trudno być dobrym nauczycielem, gdy dziecko wrzeszczy albo ma napad histerycznego płaczu.
W chwili, gdy doszło do eksplozji emocji należy pozwolić, aby wybrzmiały. Płaczące dziecko można spróbować przytulić. Napad złości należy wytrzymać i przeczekać. Na racjonalną, spokojną rozmowę przyjdzie czas, gdy emocje opadną. Warto abyśmy przemyśleli, co może kryć się za zachowaniem dziecka. Spróbowali je zrozumieć. Powstrzymali się przy tym przed osądem i krytyką. Uczucia i emocje, również u dzieci, pojawiają się, aby coś zakomunikować. Coś bardzo ważnego, ponieważ dotyczą naszego wewnętrznego świata. Trudne emocje wyrażane przez dziecko informują najczęściej o tym, że straciło ono poczucie bezpieczeństwa. Że z czymś sobie nie radzi.
Więc kiedy mówimy dzieciom: nie rycz, co tak wrzeszczysz, przez ciebie sama będę płakać lub przestań natychmiast…., to?
To uczymy dzieci wycofywać emocje do środka. Dociskamy pokrywę!
Posłużę się metaforą wypływającej z rany krwi. Doszło do pęknięcia skóry. Powstała rana. Poleciała krew. Musiała polecieć, gdyż to wpisane jest w cały proces ku wygojeniu. Musi wysączyć się krew, aby zrobił się strupek. Potem strup odpada…
Trudne emocje, które wylewają się z dziecka pod wpływem określonej, przeżywanej przez nie sytuacji są jak krew. Pozwólmy im popłynąć! Naszym zadaniem jest opatrzyć ewentualną „ranę” i pomóc dziecku uporać się z bólem. Pomóc zrozumieć mu, co się stało i jak powinno postąpić, aby następnym razem nie było tak dramatycznie.
Co jednak robimy? Odpowiadamy krzykiem na krzyk. Wściekamy się nie mniej gorąco niż dziecko. Obwiniamy dziecko za wybuch, obwiniamy za przeżywany przez nie smutek lub wymierzamy karę. Czasami kompletnie ignorujemy przeżywane przez dziecko uczucia. Odwracamy się od nich. Nie obchodzą nas.
Przecież też mamy emocje! Też może nas ponieść. Nie da się za każdym razem, w zwykłym życiu, zachować spokój i rozsądek.
Oczywiście! Dlatego tłumaczmy dzieciom, już na spokojnie, nasze reakcje. Być może będziemy musieli przeprosić. Za nasze nerwy, za nieadekwatne słowa i raniące wobec nich zachowanie.
Sztuka nie polega na tym, aby dążyć do bycia rodzicem doskonałym. Nikomu to się jeszcze nie udało. Możemy natomiast pogłębiać samoświadomość własnego rodzicielstwa. Zdobyć się na wysiłek przyjrzenia się reakcjom w naszej rodzinie, u dziecka, jakby z boku. Prawdopodobnie odkryjemy wówczas, co podsyca wybuchy szału u syna i naszą na niego wściekłość.
Warto pamiętać, że najczęściej złościmy się na niewłaściwą osobę, w niewłaściwym czasie i z niewłaściwego powodu.
Złość na dziecko może być wygodna, ponieważ jest ono łatwym celem, a rzeczywisty powód naszej frustracji wciąż pozostaje nieujawniony, niewyrażony. Gnije pod dywanem.
A gdy dziecko jest skryte? Nie manifestuje emocji? Nie sprawia tych wszystkich uczuciowych problemów, które sprawia np. nadpobudliwy starszy brat. Czy mamy się niepokoić?
Gdy dziecko jest zamknięte w sobie, milczące i nad wyraz spokojne, w mądrym rodzicu powinna zapalić się czerwona lampka.
Tymczasem my lubimy przyłożyć mu łatkę dziecka grzecznego i cieszymy się, że takie właśnie jest. Dlaczego? Ponieważ nie sprawia kłopotów. Ileż problemów nam odpada!
A nie ma prawa takie być?
Ma. Ale najpierw utwierdźmy się w przekonaniu, że jego zachowanie jest wyrazem jego temperamentu i cech charakteru. Najczęściej bowiem dziecko wycofane i zamknięte w sobie próbuje na swój sposób „wykrzyczeć coś” światu. A że robi to w „cichy” sposób, łatwiej nam te ważne, ale milczące sygnały zignorować. Za jego ciszą często stoi lęk przed odrzuceniem jego emocji. A tym samym pogorszeniem i tak nieznośnej dla niego sytuacji.
Jakie są zatem najdotkliwsze konsekwencje tłumienia przez dziecko trudnych uczuć i emocji, tj. złości, gniewu, smutku, żalu, rozczarowania, frustracji, lęku?
Konsekwencje mogą być różnorodne. Począwszy od zaburzeń somatycznych i problemów dziecka na podwórku i w szkole, po poważne schorzenia natury psychicznej. Wielu rodziców „uczy” dzieci niewyrażania emocji, własnego zdania czy asertywności w obawie o ich przyszłość. Pragnąc ochronić je przed różnymi przykrymi sytuacjami. Bądź cicho, nie wychodź przed szereg, nie wyobrażaj sobie za dużo, nie chciej za dużo, już taki jest los dziewczynki, mężczyzna musi to czy tamto, nie wolno ci, itd… Robimy to niby w dobrej wierze, a w rzeczywistości nadszarpujemy jego wolę, poczucie wartości. Zamiast korony życia, dzięki której nikt mu bezkarnie nie wejdzie na głowę, wkładamy dziecku na głowę wieniec cierniowy, który go rani i ułatwia ranienie innym. Paradoksalnie wychowujemy je do przeżywania w dorosłym życiu emocji ciężkiego kalibru: głębokiej frustracji, rozczarowania, pesymizmu, lęku i samotności pośród ludzi.
To ciekawy wątek. Pozwoli pani, że wrócimy do niego w następnej rozmowie. Dziękuję za spotkanie.
I ja dziękuję 🙂