Historia Aleksandra
Lato 2011 roku, późny wieczór. Na polsko-rosyjskie przejście w Grzechotkach, w województwie warmińsko-mazurskim, przyjeżdża trzynastoletni Aleksander z mamą Iriną. Matka chłopca jest Rosjanką. Aleksander urodził się w Moskwie. Przy sprawdzaniu paszportów okazuje się, że chłopiec jest poszukiwany przez norweską policję. Polscy celnicy mówią Irinie, że może jechać dalej, ale jej syn musi zostać. Trafi do rodziny zastępczej, gdzie będzie czekać na urzędników norweskich, którzy zabiorą go do ojca w Norwegii. Irina płacze, Aleksander mdleje. Jeden z celników zawozi chłopca z matka do szpitala w pobliskim mieście. Lekarze stwierdzają, że dziecko jest wyczerpane długą podróżą – przyjechał z mamą ze Szczecina – i stresem. Ze szpitala Irina i Aleksander trafiają do małej wioski pod Lelkowem. Tu mieszka małżeństwo prowadzące zawodowo rodzinę zastępczą. Irina może zostać z synem. Reszta jest w rękach polskiego sądu. Irina, wykładowczyni uniwersytecka, osiem lat temu przeniosła się z synem z Moskwy do Norwegii, gdzie założyła nową rodzinę. W związku z Norwegiem urodziła drugiego syna. Po czterech latach wspólnego życia coś zaczęło się psuć. Irina zostawiła męża, ten jednak utrzymywał kontakt z synami. Młodszy z synów, Misza, po jednej z wizyt u ojca zaczął opowiadać niepokojące historie. Z opowieści dziecka wynikało, że jest molestowane. Tak przez jego ojca, jak i odwiedzających go gości. W domu miały odbywać się orgie. Irina zgłosiła to do norweskiej opieki społecznej. Efekt? Stwierdzono, że jest chora psychicznie. Choć żaden biegły lekarz tego nie potwierdził. 31 maja 2011 roku do jej drzwi zapukało Barnevernet – norweski urząd ochrony dzieci. Kazano jej oddać Miszę i Aleksandra. – W Norwegii jest mnóstwo spraw o pedofilię, ale bardzo ciężko je udowodnić – mówi Rosjanka. – Przez trzy miesiące prosiłam o pomoc różne instytucje. W pewnym momencie nie wiedziałam już, czy wierzyć synkowi, czy nie. Wątpliwości nie mieli jednak urzędnicy z Barnevernet. Uznali, że matka kłamie. Młodszy syn trafił do ojca. Starszy – do rodziny zastępczej. Barnevernet może odebrać rodzicom ich dzieci pod byle pretekstem. Jak mówi Irina: – Wystarczy donos od sąsiada, czy to, że ktoś poinformuje o płaczącym dziecku w sklepie lub na ulicy. Grozi to tym, że do drzwi zapukają pracownicy Barnevernet i w asyście policji odbiorą dzieci. Bo dziecko nie może być stresowane. Co roku norweski Urząd Ochrony Dzieci zabiera rodzinom w Norwegii 12 tysięcy dzieci. Z tego trzy tysiące bez postanowienia sądu. W rodzinie zastępczej Aleksander był traktowany jak w więzieniu. Było w niej 30 dzieci. Był zastraszany i głodzony. Matka zostawiała mu jedzenie – pod drzewem, przy drodze do szkoły. Chłopiec chciał wrócić do mamy. Pisał listy z prośbą o pomoc. Do królowej Norwegii, do premiera Putina, do prezydenta Miedwiediewa, policji, do organizacji społecznych. W jednej z norweskich gazet, przeczytał historię wywiezienia z Norwegii przez polskich detektywów małej Polki. Zdesperowany Aleks zadzwonił do Polski, do opisywanej agencji detektywistycznej. Detektyw skontaktował się z Iriną. Decyzja o ucieczce do Rosji zapadła. Do Norwegii przyjechali polscy detektywi. Zabrali Aleksandra z ulicy. Potem dołączyła do nich Irina. Uciekinierzy trafili do Szczecina. Kolejnym przystankiem w ucieczce miał być Kaliningrad, a potem Moskwa. Gdy Aleksander i jego matka zjawili się na polsko-rosyjskim przejściu granicznym w Grzechotkach, zostali zatrzymani. – W trakcie kontroli granicznej okazało się, że nieletni jest poszukiwany przez norweską policję. Chłopiec figurował w europejskim Systemie Informacji Schengen. Został przekazany policji – wyjaśniała porucznik Justyna Szubstarska, rzecznik prasowy komendanta Warmińsko-Mazurskiego Oddziału Straży Granicznej w Kętrzynie. Sprawą zajął się Sąd Rodzinny i Nieletnich w Braniewie, który zdecydował o umieszczeniu chłopca w rodzinie zastępczej. Po dwóch miesiącach historia Aleksandra zakończyła się szczęśliwie. Oboje z mamą są w Moskwie. Z pomocą rosyjskiego rzecznika praw dziecka i organizacji międzynarodowych Irina próbuje odzyskać drugiego z synów, który ma obywatelstwo norweskie. Sześcioletni Misza chce być z bratem i mamą.