Potrzebuje wsi, żeby pracować w mieście. Synów uczy savoir-vivre´u i potrafi im wyznaczać granice. Uważa, że nie jest ideałem, bo ma prawo do niedoskonałości. W nowym sezonie Maja Popielarska szuka spokoju i wyciszenia.
Zaplanowała już Pani wiosenne porządki?
W tym roku niczego nie planuję. Ani w domu, ani w ogrodzie. Po ostatnich latach bardzo intensywnej pracy zawodowej i wydarzeniach w życiu osobistym potrzebuję spokoju i wyciszenia. Chcę celebrować życie, czuć jego smak, widzieć wyraźne kolory. Lepiej spędzać czas z dziećmi, z rodziną. Nie pędzić tak, nie odhaczać jakiejś kolejnej powinności.
Aż mi to do Pani nie pasuje… Miłośniczka ogrodów i projektantka krajobrazu zaniedba w tym roku własne podwórko?
Ogród wokół mojego domu jest już urządzony. Nie planuję większych zmian. Chcę, żeby okrzepł po ostatnich, a bieżące powinności i tak są czasochłonne. Jak znam siebie, gdy tylko rozbłyśnie wiosenne słońce, ruszę do ogrodu i znów będzie szaleństwo. Najważniejsi są natomiast moi synowie. To im chcę poświęcić możliwie najwięcej wolnego czasu.
Urodzenie drugiego dziecka po dziesięciu latach przerwy musiało być dla Pani niemałym wydarzeniem.
Tak, choć to nie była niespodzianka od losu. Planowałam drugie dziecko. Jednak nie da się ukryć, że późniejsze, a więc i dojrzalsze, macierzyństwo smakuje inaczej. Jest łatwiejsze: ma się więcej cierpliwości, ale i radości z bycia mamą, mimo że znów trzeba wstawać po nocach, czego moje dzieci mi nie oszczędziły (śmiech). Poza tym mając już starsze dziecko, można uczyć się na błędach i poprawić pewne „niedoskonałości” wychowawcze. Inna ważna sprawa: teraz starszy Kuba nie jest sam. Ma rodzeństwo i wspaniale radzi sobie w roli brata. Chłopcy mają siebie, a nam, rodzicom, jest z tego powodu ciut lżej. Ponadto przedłużenie młodości późniejszym macierzyństwem ma moc (śmiech).
Pani starszy syn ma trzynaście lat, młodszy dopiero trzy. Dwa zupełnie różne dziecięce światy w domu.
To prawda. I czasami bywa trudno, gdy starszy zachowa się, jakby miał trzy latka, a młodszy domaga się przywilejów starszaka. Jednak traktuję te sytuacje jako naturalnie wpisane w proces wychowywania. Po prostu trzeba im sprostać. Wychowywanie dziecka to kawał naprawdę ciężkiej pracy. Ale te dwa różne światy moich dzieci zgrabnie się przeplatają i uzupełniają. Jednocześnie chłopcy pozostawiają sobie dużo przestrzeni. Obaj świetnie się też rozwijają. Obserwuję wchodzenie w dorosłość u Kuby, u Jaśka dążenie do bycia takim jak starszy brat. Tworzą świetny tandem.
Miewa Pani czasem dość tej wychowawczej roboty?
Roboty tak, dzieci nigdy! Pewnie, że bywam zmęczona. Ale po kilku minutach pędzę do kuchni, bo albo jabłko trzeba zetrzeć, albo jakieś kluseczki utoczyć…
„Obsługa” mojego męskiego towarzystwa jest prawdziwą przyjemnością. Zdarza mi się jednak powiedzieć: „Proszę o ciszę, teraz mam chwilkę dla siebie”. Uczę się tego.
Co jest najtrudniejsze w Pani doświadczeniu macierzyństwa?
Najtrudniejsze jest dla mnie połączenie intensywnej pracy zawodowej z byciem mamą. Gdy jestem w pracy, tęsknię za synami, domem. Boję się, że swoją nieobecnością wyrządzam im krzywdę, przegapiam ważne sprawy. Dzieci oczywiście świetnie funkcjonują pod opieką taty. Cała trójka dobrze sobie radzi, choć nie tak, jak pod moje dyktando. Z drugiej strony, kto powiedział, że jestem najmądrzejsza? To dla nich też szkoła, z tatą jest inaczej, bardziej po męsku, konkretnie.