Zbliża się kolejna wiosna, od chwili mojego przyjazdu do Japonii. Nigdy nie przypuszczałem, że spędzę tutaj tak poważną część mojego życia. Po latach widzę, jak wiele rzeczy uległo zmianie zarówno tutaj, w Japonii, jak i tam, w Polsce. Jestem obecnie ojcem trojga dzieci: syna Filipa i dwóch córek Megumi i Miki. Cała trójka urodziła się w Japonii. Jak się wychowuje dzieci w Japonii..
Oczywiście nie stawiamy sobie na co dzień pytań o wpływ otoczenia na nasze życie, wartości, systemy zachowań czy podejmowane decyzje. Staramy się w miarę możliwości normalnie funkcjonować w warunkach, jakie mamy do dyspozycji, i realizować przynajmniej niektóre z własnych planów.
Próbujemy być częścią czegoś większego, wychodzimy codziennie z domu, pracujemy, poświęcamy część czasu na spotkania towarzyskie, wymieniamy się opiniami i spostrzeżeniami, jednym słowem – współistniejemy.
Uci albo soto – wybieraj
Jeszcze kilka lat przed przyjazdem do Tokio, w czasach przedinternetowych, kiedy większość informacji ludzie znajdowali w książkach, wyczytałem gdzieś taką myśl filozofii zen: woda wypełni zawsze każdą wolną przestrzeń, jeśli wlejesz ją do czajnika, przyjmie kształt czajnika, gdy wlejesz ją do kubka, przyjmie kształt kubka, gdy rozbijesz kubek, pozostanie w dalszym ciągu wodą. Pamiętam, że wtedy brzmiała dla mnie równie interesująco, co enigmatycznie, a choć sens zawarty w tych słowach można odnieść do wielu różnych zjawisk na wielu różnych poziomach, dzisiaj, po latach, widzę dokładnie, jak dobrze opisuje sposób, w jaki pojmowane jest społeczeństwo i jego funkcja w Japonii.
To, co tak często upraszczane i mylnie tłumaczone jest w zachodnich cywilizacjach jako masowe tłumienie indywidualności w jednostce na rzecz grupowej równości, nie jest w istocie niczym innym jak szeroko pojętą racjonalizacją działania grupowego.
W Japonii wszystko podporządkowane jest poczuciu przynależności. Wykracza to daleko poza oczywiste z europejskiego punktu widzenia funkcje zespołu. W języku japońskim do określenia jakiejkolwiek współprzynależności używa się wyrazu „uci”, który oznacza dom. Przeciwieństwem tego określenia jest wyraz „soto”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „zewnątrz”. Myślę, że daje to teraz nieco szersze pojęcie o wartości obu znaczeń, tutaj bowiem od najmłodszych lat codzienność niesie ze sobą tylko jedną alternatywę, mianowicie albo jesteś uci, albo jesteś soto.
Bez urlopu macierzyńskiego
Tradycyjnie rola wychowywania dzieci w Japonii przypadała od zawsze kobiecie i, jeżeli istnieje do dzisiaj zdecydowany podział świata na męski i żeński, to jest on wyraźnie określony właśnie przy podziale obowiązków względem rodziny.
Chociaż coraz więcej kobiet stara się pozostać aktywnymi zawodowo po założeniu rodziny, na tej płaszczyźnie Japonia pozostaje zdecydowanie krajem rodzaju męskiego. Systemy zatrudnienia i pracy oraz opieki społecznej nie sprzyjają kobietom wychowującym dzieci, a jednocześnie mającym aspiracje kontynuowania kariery zawodowej.
I bynajmniej nie chodzi tutaj tylko o czas pracy, który jest na dobrą sprawę nienormowany, a wszelkie spotkania, kolacje i firmowe bankiety odbywające się grubo po godzinach traktowane są jako niezbędne działania integracyjne. Prawdziwą przeszkodą jest to, że jakakolwiek forma urlopów macierzyńskich w Japonii praktycznie nie istnieje, a jeśli się zdarzają (mieszkając tu wiele lat poznałem jeden taki przypadek), decyzje w tej sprawie podejmowane są indywidualnie przez poszczególne firmy. Najczęściej jednak kobiety spodziewające się dziecka podpisują rozwiązanie umowy o pracę.
Przyszłe matki mniej więcej miesiąc przed porodem przeprowadzają się do domu rodziców. Kobiety spędzają dni przed rozwiązaniem z własnymi matkami, pobierając ostatnie nauki oparte na doświadczeniu starszego pokolenia. Takie bezpośrednie przekazywanie wiedzy i doświadczenia z pokolenia na pokolenie jest w dalszym ciągu szeroko praktykowane w Japonii.
Rotacja i kółka zainteresowań
Obecny system edukacji w Japonii wprowadzony został bezpośrednio po zakończeniu drugiej wojny światowej w ramach planu szybkiego wzrostu gospodarczego zainicjowanego przez Stany Zjednoczone i oparty jest na systemie amerykańskim. Obowiązkowa edukacja trwa 12 lat i obejmuje kolejno: sześć lat szkoły podstawowej, trzy lata gimnazjum oraz trzy lata szkoły ponadgimnazjalnej. Nauka w szkołach wyższych i na uniwersytetach, która wykracza poza obowiązkowy program edukacji, trwa w zależności od profilu i specjalizacji od dwóch do czterech lat.
W Japonii istnieje wyraźny podział na szkolnictwo prywatne i państwowe. Większość dzieci japońskich pobiera edukację w szkołach państwowych na poziomie szkół podstawowych i gimnazjum. Edukacja w szkołach prywatnych jest jednak dosyć powszechna w szkołach ponadgimnazjalnych i na uczelniach wyższych.
Program nauczania w japońskich szkołach nie różni się ogólnie od europejskiego czy amerykańskiego, obejmuje standardowe przedmioty ścisłe i humanistyczne. Jedyna wyraźna różnica, jaka istnieje pomiędzy szkolnictwem japońskim a polskim, dotyczy samej organizacji.
Otóż w japońskich szkołach podstawowych co dwa lata przeprowadza się absolutną rotację uczniów. Oznacza to zmianę klasy przez wszystkich uczniów w całej szkole. Rotacje takie przeprowadza się również w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych, z tą tylko różnicą, że odbywają się one co roku. Te totalne przetasowania całych klas mają na celu między innymi umożliwienie szerszego współuczestnictwa i interakcji większego grona uczniów w całej szkole, zapobieganie, przynajmniej w jakimś stopniu, nietolerancji wobec uczniów, którzy są z jakichś przyczyn mniej popularni w jednej grupie klasowej, i danie im szansy startu w nowym środowisku i nowej społeczności klasowej.
Wraz z rozpoczęciem edukacji szkolnej zaczyna się również gruntowna i solidna edukacja odpowiedzialności grupowej, współuczestnictwa oraz współzależności. Każda szkoła w Japonii ma bowiem szeroko rozwiniętą sieć klubów i kółek zainteresowań, do których przynależność jest obowiązkowa. Poza klubami sportowymi są muzyczne, plastyczne oraz praktyczno-techniczne. Zajęcia klubowe rozpoczynają się, w zależności od grupy wiekowej, albo wczesnym rankiem przed rozpoczęciem normalnych zajęć lekcyjnych, popołudniami po lekcjach, albo w soboty i niedziele.
Natomiast raz do roku, na początku października, w każdej szkole organizowany jest undokai, czyli dzień konkurencji sportowych. Impreza połączona jest z piknikiem i uczestniczą w niej całe rodziny z dziadkami, babciami i wujostwem włącznie.
Galeria handlowa i park, więc po co wyjeżdżać
Zajęcia szkolne wypełniają młodemu pokoleniu sporą część czasu, być może jest to jedną z przyczyn tak niskiego stopnia przestępczości nieletnich. Równie intensywny jest czas pracy tutejszych ojców, do dyspozycji rodziny pozostaje zatem tylko sobota i niedziela.
Bez wątpienia żyjemy w wysoko rozwiniętym społeczeństwie konsumpcyjnym. Świadczyć o tym mogą ciągłe modyfikacje istniejących produktów, intensywna reklama, przed którą nie sposób uciec, ponieważ występuje ona na każdej istniejącej i dostępnej przestrzeni medialnej, jaką znamy na obecnym poziomie cywilizacji – od opakowań spożywczych po wielkoformatowe telebimy na skrzyżowaniach ulic.
Wiele dziedzin życia prywatnego to nieustanna okazja do konsumpcji i nie jest przesadą twierdzenie, że Japończycy najczęściej spędzają sobotnio-niedzielne spacery rodzinne w centrach handlowych. Obiekty te zresztą są znakomicie przystosowane do takich rodzinnych eskapad.
Znaleźć tutaj można wszystko, co niezbędne, od kin i restauracji z kuchniami całego świata po pływalnie, salony fryzjerskie, gabinety odnowy biologicznej i place zabaw.
W sezonach cieplejszych, wiosną i latem, ogromnym powodzeniem cieszą się również miejskie parki, których liczba w tak gęsto zabudowanym Tokio jest zadziwiająca, a te największe, jak Shinjuku Gyoen czy Yoyogi Koen, dzięki jeziorom i dzikiej roślinności całkiem zręcznie stwarzają iluzję wyjazdu poza miasto.
Otaku – wyspecjalizowany pasjonat
Fikcja zręcznie podrabiająca rzeczywistość w całej swojej chaotycznej wielorakości zastępuje coraz częściej tradycyjne środki wychowawcze. Przemysł gier wideo wykracza w obecnej chwili daleko poza obręb czystej, niewinnej rozrywki, a korporacje takie jak Sega, Sony czy Nintendo wprowadzają na rynek średnio co kilka miesięcy edycje gier i oprogramowania, za pomocą których można uczyć się języka japońskiego (głównie pisowni), opiekować wirtualnym psem lub kotem albo kreować fikcyjne postacie i grupy oparte na wizerunku rzeczywistych kolegów i przyjaciół z ławki szkolnej.
W realnym środowisku szkolnym i podwórkowym natomiast tworzą się minispołeczności, do których przynależność uzależniona jest od posiadania konkretnej gry i wykazania się znajomością jej reguł, a pozycja w grupie zależy od stopnia zaawansowania w rozgrywce. Takie bardzo sprecyzowane umiejętności czy wiedza w jednej bardzo konkretnej dziedzinie wytworzyły w Japonii rodzaj subkultury albo raczej społeczności, którą określa się w języku japońskim słowem „otaku”. Wyraz ten nie ma odpowiednika w polskim czy angielskim, określa osobę, która doprowadziła do perfekcji swoją wiedzę lub umiejętności w pewnej dziedzinie związanej z kulturą masową. Otaku to ktoś więcej niż pasjonat czy kolekcjoner, to rodzaj fanatyka, którego świat z czasem zamyka się w przestrzeni jednego tematu, gdzie granice pomiędzy realnością a fikcją zaczynają się zacierać.
Lojalność, wstyd i wyobcowanie zamiast dobra, zła, winy i przebaczenia
Wiem, że dla kogoś, kto patrzy na to z zewnątrz, wrażenie może być przygnębiające… Ale nie oceniajmy pochopnie. Za środkami masowego przekazu, pędem ku konsumpcji czy kulturą masową oraz nowymi technologiami stoją ciągle żywi ludzie.
Być może zjawiska te wywołują w pewnym sensie płaskość, powierzchowność czy chaos, ale nadal jest w tym wszystkim miejsce na ćwiczenie wrażliwości, poczucie humoru, wybór, a więc – krótko mówiąc – wolność.
Czymś, co bardzo doceniam, egzystując od tylu lat w społeczeństwie japońskim, jest założenie, że nic nie jest do końca określone, a każda chwila i sytuacja tracą wewnętrzny czar i urok, kiedy staramy się je poddać jednostronnej analizie i definicji.
Trzeba przyznać, że takie podejście różni się zdecydowanie od zachodniego modelu wychowania, gdzie wszystko przyporządkowane jest wartościom moralnym, podziałowi na złe i dobre, syndromowi winy i przebaczenia.
Otóż w Japonii większość spraw opiera się na lojalności, natomiast wina zastąpiona jest poczuciem wstydu i wyobcowania, ewentualnie bezużytecznością społeczną. Choć może to zabrzmieć drastycznie czy bezdusznie, taka jest tutaj rzeczywistość, tak funkcjonuje to społeczeństwo od tysięcy lat, na tym opiera się jego kod społeczny.
Przez pierwszy rok, może dwa lata mojego pobytu Japonia i jej mieszkańcy fascynowali mnie nieustannie, potem nastąpił kilkuletni okres totalnej negacji wszystkiego, z czym się tutaj spotykałem. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że bezustanne porównywanie obu kultur i środowisk mija się z celem, istnieją one i funkcjonują pod wieloma względami na kompletnie różnych zasadach. Od tamtej pory poczułem się w Japonii jak u siebie.
Dzisiaj moje dzieci chodzą do japońskich szkół, należą do klubów sportowych i kółek muzycznych, wychodzimy na spacery do parków lub do centrów handlowych, Megumi i Miki wychowują w swoich nintendo wirtualne psiaki, a mój syn Filip spotyka się z kolegami w pokoju, gdzie grają razem w kolejną wersję pokemonów.
I życzę z całego serca moim dzieciom, aby w przyszłości, podobnie jak ja, miały okazję życia i funkcjonowania w dwóch tak odrębnych kulturach i aby były w stanie dokonywać wyboru tego, co w obu kulturach najcenniejsze i najwartościowsze, bo każda chwila i sytuacja tracą wewnętrzny czar i urok, w momencie gdy staramy się je poddać jednostronnej definicji.