Czy szkoła jest przystosowana do współczesnego świata? Czy tkwi w schematach sprzed lat? Zapytaliśmy o to Witolda Kołodziejczyka, założyciela Collegium Futurum.
Sześciolatki do szkół?
(śmiech) Drażliwa sprawa. Ja bym chciał, by szły do szkoły jak najszybciej. Ale nie do takiej, która jest teraz. Do mojej mogą przyjść, bo wykorzystałbym ich naturalny potencjał ciekawości. I oczywiście pielęgnowałbym proces wychowawczy, który obecna szkoła kompletnie zaniedbała.
Jak więc powinna wyglądać szkoła przyszłości?
Koniec kredy. Zależy mi na budowaniu modelu edukacji opartego na nowych technologiach. Ale same interaktywne tablice nie wystarczą. Wciąż niezwykle ważny jest nauczyciel, który pozwoli uczniom rozwijać umiejętność wyszukiwania i wykorzystywania informacji, a także zmotywuje ich do stosowania samodzielnych rozwiązań. Powinien również rozpoznać u ucznia jego talenty oraz predyspozycje.
Dobry nauczyciel…?
…na pewno ma dużą wiedzę ze swojego przedmiotu. Potrafi nią zarazić innych, rozwinąć w uczniu pasję do wykładanego zagadnienia. Dobry nauczyciel to także ten, który będzie umiał odnaleźć się w nowej szkole. Nie powinien brać na siebie odpowiedzialności za znajomość nowych technologii. Ona jest przypisana nowemu pokoleniu, które korzysta z niej w sposób naturalny. Nauczyciel ma stać się jedynie arbitrem w ocenie merytorycznej: tu jest prawda, tu fałsz. Ocenić całokształt. Powinien być jurorem. Nie musi wiedzieć, jak to dokładnie działa, ale może zaproponować: „Zróbcie film, przygotujcie z tego prezentację”.
Powinien walczyć z internetem?
Dla nauczyciela internet jest ogromną konkurencją. Pedagog przestaje być atrakcyjny, gdy przychodzi do niego uczeń i mówi: „Głupoty pan gada, na YouTube był właśnie fajny materiał na ten temat”. Dobry nauczyciel zna strategię uczenia się, pracę mózgu, wie sporo o coachingu i potrafi wykorzystać tę wiedzę w oparciu o najnowsze badania z dziedziny neurologii. Funkcjonuje na innym poziomie wiedzy, nie tylko przedmiotowej. Jest arbitrem dla ucznia. Ucznia, który sam pracuje i sam przygotowuje materiał. To powoduje, że nasz przyszły absolwent znajdzie się w dość ciekawej sytuacji. Może zacząć naukę u najlepszych nauczycieli na świecie. Istnieje na przykład fantastyczny program stworzony przez Amerykanina Salmana Khana, który na początku prowadził krótkie lekcje z trygonometrii dla swoich bratanków. Powstał z tego projekt tłumaczony na kilkanaście języków, w tym na polski. Uważam, że to jeden z najciekawszych nauczycieli na świecie. W Polsce mamy znakomite wideoblogi Tomasza Rożka czy Dariusza Hoffmanna. Obaj umieszczają ciekawe kilkunastominutowe wystąpienia na swoich kanałach tematycznych na YouTube, z których korzystają uczniowie. Wielokrotne zatrzymywanie materiału, przewijanie do woli, ponowne odtwarzanie, wszystko we własnym tempie i ze swoimi przemyśleniami – to pozwala uczniowi na inny model pracy: poza szkołą, w podróży, w drodze do szkoły, na wakacjach.
I uczniom chce się w taki sposób pracować?
Tak, jeśli dostrzegają w tym sens. Do tej pory słyszeli tylko: „Musicie to wiedzieć, będzie na egzaminie”. Tego rodzaju podejście zabija radość z uczenia się, poznawania. Młody człowiek powinien wiedzieć, po co uczy się na matematyce właśnie tego, co wykorzysta na fizyce, a nawet na języku polskim lub obcym.
Parlament Europejski określił osiem kluczowych kompetencji w edukacji. Wspomnę najważniejsze: „nauczanie języka ojczystego, twórcze i krytyczne myślenie, rozwiązywanie problemów, podejmowanie decyzji, intelektualna ciekawość”.
Młody człowiek powinien uczyć się rozwiązywania rzeczywistych problemów, na które nie znajdzie natychmiastowej odpowiedzi w internecie. Podam przykład. Przedstawiliśmy uczniom problem związany z hałasem, który został zilustrowany doświadczeniem: ochotnicy poddali się próbie przelotu nad nimi odrzutowca. Wszyscy zmarli: część na miejscu, część w szpitalu. Oczywiście wydarzenie wstrząsnęło uczniami. Ale dlaczego tak się stało? By odpowiedzieć na to pytanie, musieli oni poznać budowę ucha, poziomy hałasu, jego wpływ na układ nerwowy. Po co ci ludzie się w ogóle zgłosili – groziło im niebezpieczeństwo utraty słuchu. Czy wiedzieli, co ich czeka? Tego w podręczniku nie ma, trzeba poszperać. My w nowoczesnej szkole zamieniamy sześć-siedem godzin lekcyjnych z przerwami dziennie na 24 godziny przez siedem dni w tygodniu.
Collegium Futurum opuścili już pierwsi absolwenci. Jak wyglądają efekty Pana pracy?
Uczniowie mnie nie zawiedli. Są odważni, odpowiedzialni, podejmują wyzwania. Oprócz wiedzy, którą się wykazali na egzaminie, nauczyli się dwóch języków, byli w Kanadzie na wyjeździe studyjnym. Zrozumieli, po co muszą się uczyć języka, na własnej skórze przekonali się, jak wiele jeszcze pracy przed nimi. I wreszcie udowodnili, że potrafią samodzielnie uczyć się i planować.
Jak w bajce – żadnych problemów?
Nie do końca. Po pierwszym roku zobaczyliśmy, że uczniowie są nieprzygotowani do samodzielnej pracy. Szkoła przyzwyczaiła młodych ludzi do tego, że wszystko za nich planuje. Kiedy, jaki przedmiot, z czego odrobić lekcje, co przygotować na jutro, ile stron, z jakiej książki. Dla nauczycieli to był także problem. Twierdzili, że pewne rzeczy mogą zrobić znacznie szybciej, kiedy je przekażą, zaznaczą. Byli przygotowani do prowadzenia lekcji w systemie 45-minutowym. Jednak warto było poczekać. Pół roku trwało, zanim uczniowie nauczyli się systematycznego organizowania sobie nauki. Proces jest tak zorganizowany, by przez pięć godzin byli aktywni, chcieli czegoś szukać. Wprowadzamy ich w określony problem, rozmawiamy, spotykamy się. Tworzymy kluby dialogu. Potem następuje moment prezentacji materiałów. Ważna jest także przestrzeń, w której odbywa się edukacja. Najpierw rozmawiamy, potem przechodzimy do oglądania filmów, a następnie do indywidualnej pracy, by na koniec publicznie zaprezentować jej efekty.
Witold Kołodziejczyk – Dyrektor Zespołu Szkół Społecznego Towarzystwa Oświatowego „Collegium Futurum” w Słupsku, nauczyciel języka polskiego, niemieckiego i filozofii w tej szkole. Redaktor naczelny czasopisma „Edukacja i Dialog”.