Dam ci swoją kanapkę
Jako dorośli – zdaniem Dunn – jesteśmy bardziej skłonni nawiązywać przyjaźnie z osobami, które uważamy za podobne do nas. Tę prawidłowość obserwuje się również u najmłodszych. Dzieci chętniej przyjaźnią się nie tylko z osobami tej samej płci, ale też mającymi podobne cechy, na przykład nieśmiałość, umiejętność współpracy z innymi, życzliwość, popularność wśród rówieśników i dobre wyniki w nauce, ale też wręcz przeciwnie, zachowania aspołeczne, depresja. – To nie jest aż tak oczywiste – mówi Maja Targosz. – Owszem, możemy mówić o takiej tendencji, ale od tej reguły są wyjątki. Czasem jesteśmy blisko z kimś innym od nas, bo on zaspokaja pewne nasze braki. Przyciągają nas ludzie towarzyscy, choć sami jesteśmy nieśmiali, nasza najbliższa koleżanka jest ambitna i silna, choć my wolimy zajmować się domem. Tak samo jest w relacjach najmłodszych. Zdarza się, że dziecko lękowe bardzo mocno trzyma się tzw. lidera, a przebojowe ciągnie w stronę spokojniejszego. Nawet w „dwójkowych” przyjaźniach często dzieci wchodzą w role. Jeśli w domu przyzwyczajone są do opiekowania się młodszym rodzeństwem, z łatwością zaopiekują się też koleżanką z klasy. Przyjaciółka mojego syna żaliła mi się kiedyś, że koleżanka zawsze zjada jej drugie śniadanie. Dziewczynka chodziła wtedy do drugiej klasy. Spytałam: „Ale po co dajesz jej kanapki? Chociaż powiedz, żeby jutro przyniosła własne”. Odpowiedziała: „Bo ona nigdy nie ma i kiedy wyciągam jedzenie, jest mi potwornie smutno, że ona jest głodna”. Ta dziewczynka ma młodszego o cztery lata brata, mama często tłumaczy jej: „Jesteś za niego odpowiedzialna”.
Mamo, może u nas spać Ania?
Dlaczego tak ważne jest, żeby dziecko już od najmłodszych lat miało jak najwięcej możliwości poznawania rówieśników? Dzięki temu bowiem szybciej nauczy się funkcjonowania w społeczeństwie. Jeśli trzyletni Jaś nie będzie wychodził z domu, to ośmioletni Janek będzie potrzebował więcej czasu na nawiązanie bliższych kontaktów. Do gabinetu Mai Targosz-Robbins trafiła niedawno mama sześcioletniego chłopca. Martwiła się relacjami syna z kolegami w przedszkolu, zastanawiała się co będzie w szkole. Żaliła się, że synek ma niewielu kolegów, że jest samotnikiem. „Bardzo często słyszę pytanie: „dlaczego?”. A na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo czynników jest wiele. Po pierwsze – środowisko, chociażby otoczenie sąsiedzkie. Jeśli dziecko ma blisko domu miejsce, gdzie może swobodnie i bezpiecznie spędzać czas, to łatwiej nawiązuje kontakty. Ogromną rolę w kształtowaniu dziecka jako przyjaciela odgrywają rodzice. – Ważne ,w jaki sposób pokazujemy dziecku świat – mówi Targosz-Robbins. – Jeśli przez telefon bez przerwy obgadujemy znajomych, jeśli żegnając się z przyjaciółmi, z którymi spędziliśmy wakacje, sekundę później obmawiamy ich z mężem w samochodzie, to dziecko dostaje przekaz: ludzie są nieszczerzy, nie warto być z nimi blisko. I podświadomie zaczyna źle postrzegać rówieśników, myśleć, że kolega, który się uśmiecha, tak naprawdę chce mu zrobić krzywdę, a w najlepszym razie obgada go za rogiem. Istotne jest więc, jacy są sami rodzice, jak budują relacje z innymi ludźmi. Jeśli sami są lękowi to przekazują ten lęk synowi, córce. Mówią na przykład: „Uważaj na tę Zosię. Nie angażuj się. Tak się z tobą przyjaźni, uśmiecha, a potem pozna inną koleżankę. Po co ci rozczarowania?”. W ten sposób uczą dziecko, że ludzie są wrodzy, świat zły. Duże znaczenie ma, czy dom jest otwarty, czy nie. Czy weekendy spędza się w ścisłym, rodzinnym gronie, czy przeciwnie spotyka ze znajomymi, grilluje, wychodzi na kolację. – Jeśli rodzic sam jest towarzyski, to przekazuje to dziecku. W takiej rodzinie inne dzieci są częściej zapraszane, nocują, spędzają często całe dnie – tłumaczy Targosz-Robbins, i dodaje – Znam ludzi, którzy dorastali w zamkniętych domach, a na przykład na studia wyjeżdżali do Stanów Zjednoczonych. Szok związany z inną kulturą był niesamowity. „To naprawdę można kumplować się z tyloma osobami, prowadzić tak ciekawe towarzysko życie?”, dziwili się. Nie do przecenienia jest wpływ osobowości i temperamentu na kształt młodych przyjaźni. Niektóre cechy ułatwiają budowanie relacji: to chociażby wrodzona empatia czy mniejsza nieśmiałość. Judy Dunn przytoczyła w swojej książce wyniki badań, w których sprawdzono, jak trzylatkowie reagują na swoich towarzyszy: bawią się z nimi czy nie, dzielą się zabawkami czy nie, interesują się, gdy druga strona jest smutna, czy tego nie zauważają. Eksperyment powtórzono trzy lata później, brały w nim udział te same dzieci. Co się okazało? Że te mniej empatyczne, uważne, miały mniej przyjaciół. Naturalna, wrodzona empatia związana jest z lepszym rozwojem prawej półkuli, odpowiedzialnej ze emocje. Tę cechę można zobaczyć już po półtorarocznym dziecku. Załóżmy, że widzi płaczącą babcię. Co wtedy robi? Albo podchodzi do niej, głaszcze ją, co oznacza wrodzoną empatię, albo reaguje złością. Z upływem lat można rozwijać umiejętności społeczne, można tłumaczyć, co jest dobre, złe, ale na początku działa instynkt. Dzieci odrzucają też rówieśników płaczliwych, zmiennych, wycofujących się. – Ostatnio na wizytę do mnie przyszła trzydziestolatka. Kilka tygodni wcześniej została zwolniona z pracy – opowiada Maja Targosz-Robbins. – Szef podał taki powód: „Nie potrafi pani sobie radzić z ludźmi, współpracownicy narzekają na brak porozumienia, komunikacji i brak dobrych chęci z pani strony, żeby coś się w tej kwestii zmieniło. Nie lubią pani”. Spytałam, czy wie, dlaczego ma takie problemy w relacjach. Tłumaczyła, że nigdy nie miała za wielu przyjaciół, rodzice nie pozwalali jej zapraszać gości, a jeśli już poznali jakąś jej koleżankę – krytykowali. Przypadek mojej pacjentki potwierdza tylko, że człowiek jest istotą społeczną, potrzebuje ludzi. Trudno jest przejść przez życie, gdy się nie wie, jak funkcjonować wśród innych. Dlatego tak cenne jest obserwowanie, w jaki sposób dziecko buduje relacje, czy jest mu łatwo, czy trudno. I warto mu pomagać gdy przyjaźnie stają się problemem.