Jak krok po kroku rozwija się mózg dziecka? W jaki sposób procesy zachodzące w jego mózgu sprawiają, że zmusza cię, abyś opowiedział mu po raz enty tę samą bajkę na dobranoc? Jaką „wydolność” ma mózg malucha, gdy jest 3-latkiem, a jaką, gdy jest 6-latkiem?
Steven Pinker, psycholog z Uniwersytetu Harvarda, który zasłynął jako autor bestsellera pod zuchwałym tytułem „Jak działa umysł”, wspomina w tej właśnie książce, jak pewnego razu gościł przez kilka dni swoją siostrę z rodziną i przyjaciół z trzyletnim synem. Chłopiec asystował z zainteresowaniem podczas kąpieli kilkumiesięcznej siostrzenicy Pinkera. Przyglądał się zabiegom higienicznym z uwagą przez kilka minut, po czym pewnym tonem oświadczył: „Małe dzieci nie mają siusiaków”. Choć wnioskowaniu trzylatka można co nieco zarzucić, na podziw zasługuje niewątpliwie jego naukowe podejście do rzeczywistości. Tak jak naukowcy dzieci starają się porządkować i klasyfikować to, co widzą, wyciągać ogólne wnioski na podstawie obserwacji i doświadczeń. Biegłości w rozumowaniu i wiedzy nabywają stopniowo. Jak to robią?
Budowa neuroautostrad
Noworodek przychodzi na świat z takim trudem m.in. dlatego, że jego mózg jest całkiem spory: to ponad 10 proc. ciężaru ciała, przeciętnie waży około 350 gramów. Przez następne dwadzieścia lat rośnie i przechodzi kilka poważnych reorganizacji (u sześciolatka jest trzy razy większy niż w chwili narodzin), osiągając ostatecznie średnio 1500 gramów. W dodatku nie chodzi wcale o to, że przybywa komórek nerwowych (ich liczba niewiele się zmienia w ciągu życia), ale połączeń między nimi. Mózg dorosłego przypomina mapę o sieci dróg tak rozbudowanej, że wprawiłaby w euforię każdego ministra infrastruktury dowolnego europejskiego kraju. Zawsze, gdy się czegoś uczymy, mózg tworzy nowe międzykomórkowe szlaki komunikacyjne. W korze mózgowej noworodka na jeden neuron przypada 2,5 tys. synaps (czyli połączeń z innymi komórkami), u trzylatka – 15 tys. Potem ta liczba spada o połowę.
Komórki nerwowe (czyli neurony) nie stykają się z sobą bezpośrednio. Przypominają nieco drzewa o rozbudowanej koronie (gałęzie to wypustki zwane dendrytami) i pniu z korzeniem – to akson odpowiedzialny za przekazywanie informacji z ciała komórki do innych neuronów za pomocą połączeń zwanych synapsami. Pobudzane przez sygnały elektryczne z innych komórek uwalniają one neuroprzekaźniki, czyli substancje chemiczne, które umożliwiają dalsze rozsyłanie informacji. Sygnały te mkną wzdłuż aksonu z prędkością nawet 100 metrów na sekundę.
Co się dzieje, kiedy się czegoś uczymy? W uproszczeniu wygląda to tak: akson pokrywa się wówczas białą substancją zwaną mieliną. Nie tylko osłania i w razie potrzeby regeneruje ona akson, ale też sprawia, że sygnały przesyłane są szybciej. Im częściej neuron jest uaktywniany, tym grubsza otoczka mielinowa i tym szybsze przesyłanie informacji. Gdy sygnał jest przekazywany między neuronami, tworzy się między nimi biochemiczna ścieżka elektromagnetyczna, czyli ślad pamięciowy. Tym trwalszy, im częściej powtarzany był sygnał. To właśnie dzieje się w mózgu twojego dziecka, gdy po raz tysięczny prosi o przeczytanie historii o królewnie albo definicji czarnej dziury z dziecięcego Larousse’a.
Neurobiolodzy szacują, że do ósmego roku życia rozwój mózgu jest w 80 proc. zakończony. Już nigdy potem nie będzie tak intensywny jak w tym pierwszym okresie życia. To dlatego mózg dwulatka zużywa tyle energii co mózg osoby dorosłej. A to jeszcze nic! Między trzecim a dziesiątym rokiem życia organ ten potrzebuje do prawidłowego funkcjonowania dwa razy więcej energii niż u dorosłych (po dziesiątych urodzinach przechodzi na tryb nieco bardziej oszczędny). Trzeba mu więc dostarczyć paliwa: tlenu, wody, a także tłuszczów (zwłaszcza rybich i roślinnych, bo zawierają nienasycone kwasy tłuszczowe niezbędne do budowania mieliny), węglowodanów złożonych i glukozy oraz białek. Gdy brakuje składników odżywczych, pojawiają się problemy z koncentracją uwagi i pamięcią. Warto też pamiętać, że mózg w 90 proc. jest zbudowany z wody i zużywa aż 30 proc. tlenu, który wdychamy.
Skok sześciolatka
Dzieci w różnym wieku uczą się w odmienny sposób, bo w odmienny sposób myślą. „Początkowo dziecko rozumuje sensomotorycznie, co oznacza, że poznaje świat przez ruch i zmysły. Jeśli więc czegoś nie widziało, nie poczuło, nie dotknęło, to znaczy, że tego nie ma” – tłumaczy Urszula Sajewicz-Radtke. „W wieku przedszkolnym wchodzi się w fazę rozumowania przedoperacyjnego, a to już wyższa forma. Jest to związane z intensywnym rozwojem mowy i języka, a przez to również myślenia symbolicznego, bo przecież słowa to symbole” – dodaje. Przedszkolaki, przetwarzając doświadczenia, po prostu muszą mówić. „Nazywanie przedmiotów oraz wykonywanych czynności sprzyja koncentracji uwagi i pomaga dziecku dostrzegać to, co ważne. Na swój sposób ma ono czuć sens tego, co robi.
Dziecięce wypowiedzi są także cenną wskazówką dla dorosłego: na ich podstawie może on stwierdzić, czy dziecko rozumuje we właściwym kierunku i czy uczy się tego, co trzeba” – twierdzą Edyta Gruszczyk-Kolczyńska i Ewa Zielińska. Poza tym trzy-, cztero- i pięciolatki są niezwykle egocentryczne w swoim rozumowaniu. Dlatego chętnie uczą się rzeczy, które dotyczą ich bezpośrednio. „Poznawanie świata przez dzieci przedszkolne ma charakter selektywny, dziecko skupia się jedynie na wybranych przez siebie elementach poznawanego przedmiotu i ignoruje pozostałe” – mówi Sajewicz-Radtke.
Do szóstego, siódmego roku życia dzieci potrafią klasyfikować przedmioty, ale uwzględniają przy tym tylko jedną ich cechę, na przykład albo kolor, albo kształt. Nie rozumieją zależności między zbiorami, związków między klasami i podklasami oraz zjawiska inkluzji, czyli zawierania się klas. Świetnie tłumaczy to przykład podawany przez prof. Annę Brzezińską: gdy dziecku pokażemy naszyjnik z dziesięciu drewnianych koralików, ośmiu brązowych i dwóch białych, i zapytamy, których jest więcej: brązowych czy drewnianych, odpowie, że brązowych. Oznacza to, że nie umie myśleć jednocześnie o całej klasie (drewniane koraliki) i podklasie (koraliki brązowe). „Dzieci w wieku szkolnym potrafią już dokonywać takich operacji” – podkreśla Urszula Sajewicz-Radtke.
Trudna sztuka koncentracji
Dzieci we wczesnej podstawówce potrafią ujmować rzeczywistość z różnych punktów widzenia i łączyć gromadzone informacje. Dzięki temu mogą rozumieć związki przyczynowo-skutkowe. Jak podkreśla Sajewicz-Radtke, dopiero w okresie szkolnym rozwijają się takie umiejętności, jak planowanie, przewidywanie konsekwencji działań własnych i innych ludzi. „Najważniejsze w procesie uczenia jest jednak to, że u dziecka w wieku szkolnym następuje wydłużenie trwania uwagi aktywnej, czyli będącej pod kontrolą dziecka, wzrasta również pojemność pamięci” – mówi Sajewicz-Radtke. „Często spotykam się z rodzicami, którzy obawiają się, że ich dziecko ma ADHD, bo nie może się skoncentrować na bajce dłużej niż 5-10 minut. Dla małego dziecka: dwu-, trzy-, czteroletniego, to normalny czas skupienia uwagi. Dopiero siedmiolatek potrafi ją skoncentrować mniej więcej na 20 minut”.
Dzieci mają też problem z podzielnością uwagi. Przedszkolak, wkładając kredki do pudełka, na chwilę przerywa rozmowę, jeśli zacznie ją znowu, przestanie składać kredki. W pierwszych klasach szkoły dzieciom trudno jednocześnie słuchać i pisać – koncentrują się tylko na jednej z tych czynności. Warto też pamiętać, że na to, na ile jesteśmy w stanie się skupić, ma wpływ nie tylko wiek, ale także zmęczenie, stan zdrowia, nastawienie, samopoczucie, a nawet pogoda i wiele innych. Najłatwiej się skupić – i dzieciom, i dorosłym – gdy robimy coś, co chcemy robić i co budzi nasze zainteresowanie. Dzieci najlepiej ćwiczą umiejętność koncentrowania się w zabawie, którą same wybrały. Okazuje się zresztą, że do doskonalenia tej umiejętności świetnie nadaje się tak pogardzane i niepraktyczne zajęcie jak uprawianie sztuki. (…)