W pierwszej ciąży, a było to 10 lat temu, przeczytałam ogrom fachowej literatury – książki popularne, podręczniki, kompendia, analizy, badania, czasopisma branżowe, publikacje i internetowe fora. Były tam pozycje, które mnie nieco ubogaciły; były takie, które przeraziły; wreszcie takie, których już nie pamiętam. Ale pamiętam, że nie znalazłam wtedy lektury, po której czułabym się w pełni usatysfakcjonowana. Nie znalazłam książki, do której bym wróciła sama i poleciła komuś. O ile mnie pamięć nie myli, było wręcz odwrotnie. Brak pewności siebie i wiedzy rekompensowałam zasypując mojego lekarza pytaniami: „Czy to możliwe, że moje dziecko nie ma zawiązków zębowych?”.
Dziś, po lekturze książki Kaz Cooke „Ciężarówką przez 9 miesięcy” (Kraków, Insignis 2016), myślę, że ten mój doktor odpowiadając: „O tak! Dzieci często nie miewają zawiązków zębowych – tak często, jak ich matki nie miewają mózgu”, po prostu znał już tę książkę z pierwszego wydania!
Wróćmy więc do „Ciężarówki…”. Obecnie jestem w drugiej ciąży wydaje się więc, że coś już wiem, czegoś doświadczyłam, sporo pamiętam. Jednak nie to jest ważne – ważne jest natomiast to, że ja już wiem, co jeszcze chcę wiedzieć i odnajduję to wszystko w bestsellerze Kaz Cooke.
Duży plus stawiam za układ treści: od zabawnego testu ciążowego na początek, opisu etapów przygotowań, podziału na tygodnie ciąży, po wprowadzenie w świat po urodzeniu dziecka. Choć narracja autorki jest niebywale dowcipna, to nie można jej odmówić rzetelnego zgłębienia tematu. Są odnośniki do literatury, ale i porady specjalistów. Zatem kolejny plus – już nie tylko za formę. Co więcej, nie brakuje tematów poważnych: jak bezpłodność, zapłodnienie pozaustrojowe, poronienie, depresja poporodowa. Nie brakuje też przydatnych informacji i kontaktów dotyczących antykoncepcji, laktacji czy przemocy w rodzinie. Polubiłam tę książkę również za to, że można ją przeczytać „od deski do deski”, ale ona świetnie sprawdza się także „na wyrywki”. I choć objętościowo jest duża (ponad 600 stron!) – to z uwagi na gramaturę papieru jest lekka i spokojnie można ją zabrać ze sobą do przychodni i podczytywać podczas KTG.
„Ciężarówką przez 9 miesięcy” zawiera także dobre i cenne uwagi dla ojców. Jest arcyśmiesznym dziennikiem pokładowym z zabawnymi ilustracjami, miejscem na notatki oraz mnóstwem pozytywnej energii i humoru. A przecież w ciąży kobieta niczego nie potrzebuje tak bardzo jak dystansu, spokoju, odrobiny pokory i ogromnej dawki poczucia humoru. Myślę o tym za każdym razem, gdy przypominam sobie obcinanie paznokci u stóp w końcówce trzeciego trymestru – o próbach ich malowania nie wspomnę…
I choć książka jest napisana wyjątkowo lekkim piórem, swobodnie i zabawnie, to nie jest infantylna. Tu stawiam kolejny plus, bo nic mnie tak nie denerwuje, jak opisywanie etapów ciąży w kategoriach owocowo-warzywnych. Autorka na początku każdego z rozdziałów umieszcza centymetr i uświadamia, jak duże jest dziecko w danym etapie ciąży oraz co już potrafi. Nie jest zatem jak mandarynka, cebulka, rzodkiewka czy arbuz. Uff!
Gorąco polecam lekturę tej książki. Jeśli ktoś chce Ci, droga Czytelniczko i drogi Czytelniku, pożyczyć ją, kupić lub dać w prezencie, to, cytując autorkę, „Natychmiast się zgódź!”.