Sakrament show!
Pierwsza Komunia Święta to temat rzeka. Skupmy się na oczekiwaniach dorosłych i dzieci. Mamy koleżanek z jednej klasy Angeliki i Natalii (obie 9 lat) mają do tego pragmatyczne podejście. Są świadome, że rodziny ich mężów „skreśliłyby je”, gdyby nie posłały córek na religię w szkole i do komunii.
– Dla mnie to tradycja, dla teściów czy rodziców ciągle jeszcze wiara. Robię to również dlatego, żeby potem córka nie miała pretensji, że spotkała mężczyznę, który jest wierzący, i nie mogą wziąć ślubu kościelnego – przyznaje mama Natalii. Na czas przygotowań do komunii zmieniła parafię na mniej wymagającą. Wybrała, tak samo jak mama Angeliki, bardziej liberalnych dominikanów. – Musiałabym mieć dużo wolnego czasu, aby uczestniczyć we wszystkich spotkaniach przygotowujących dziecko do komunii. Musisz mieć „ziarno” wklejone w indeks, to znaczy karteczkę z fragmentem z Ewangelii. Zbierasz je przez cały rok. Zdarza się, że ten, kto nie uzbierał wystarczającej liczby „ziaren”, nie może przystąpić do komunii. No i jest jeszcze egzamin, który składa się z modlitw i stu dodatkowych pytań. Oczywiście losujesz trzy pytania, ale musisz znać odpowiedź na wszystkie.
Jak sakrament rozumieją same dzieci? Często gubią jego sens w ferworze przygotowań i rozmów z rówieśnikami na temat prezentów. Na szczycie listy priorytetów są tablet, smartfon, nieco niżej chomik czy pies. Czym jeszcze jest ta Pierwsza Komunia?
– To jest pierwsze przyjęcie ciała Chrystusa. Ciekawa jestem, jak smakuje opłatek – zastanawia się Angelika. – Jeszcze przed komunią chodziłyśmy na przerwie w szkole z koleżankami do sklepiku, kupowałyśmy cieniutkie wafelki i udawałyśmy, że przyjmujemy już komunię. No i wreszcie poznałam ten smak. Taki delikatny, trochę słodki. To, że mogłam go już przyjąć i stanąć w tej kolejce razem z dorosłymi, było dla mnie takie, no… ekscytujące. Poczułam się, jakbym sam była już dorosła – dodaje Pola. Dzieci, które przygotowują się do komunii, mówią, że teraz będą jeszcze bliżej Boga.
– Teraz Bóg, to znaczy pod postacią opłatka, będzie wchodził we mnie. Poczułam to już trochę podczas chrztu, który miałam rok temu – jak wiara, czyli ta miłość do Boga, wchodzi we mnie. Dobrze, że miałam chrzest jako dziecko, a nie niemowlę. Mogłam już coś z tego zrozumieć. Znam modlitwy „Ojcze Nasz”, „Święta Maryjo”, „Aniele Boży”. Muszę jeszcze tylko zdać egzaminy ze spowiedzi, z tego, jak klęknąć po przyjęciu opłatka. Ale widziałam, jak robią to babcia i mama – przyznaje Jagoda.
Mama Jagody sama o sobie mówi z lekkim uśmiechem „nawrócona”. W zeszłym roku poszła na pielgrzymkę do Częstochowy. Wróciła z obolałymi nogami, ale szczęśliwa. – Miałam problemy ze sobą, ze współuzależnieniem, nie mogłam sobie z tym poradzić i poszłam przez przypadek na mszę w intencji uzdrowienia. Uklękłam i jakby wszystko ze mnie spłynęło. Łzy się lały. Trzęsłam się cała. Poczułam siłę, że już nie chcę tak dalej. Poczułam, że tego właśnie mi brakowało. Wiara w Boga daje mi wyciszenie, koi moje lęki – opowiada. Wyjście do kościoła łączy ze spacerem, z wyjściem do przykościelnej kawiarenki, tak by córki kojarzyły ten moment z czymś przyjemnym, ze wspólnym spędzaniem czasu z mamą. Młodsza Agatka, która ma 6 lat, często mówi do niej: „Mamo, chodź, pomodlimy się”. Klękają i dziękują za cały dzień. Odmawiają różaniec. – Wybrałam msze wieczorne o 18.30 z przyćmionym światłem, jak w teatrze. Jagoda wycisza się i przytula do mnie. Raz powiedziała, że niczego się już nie boi, bo jest z nią Jezus – mówi. Wszystko w ich życiu zmieniło się na dobre. Mama Jagody widzi serię pozytywnych zdarzeń: czuje wsparcie ludzi, zdała na studia – psychologię kliniczną, zakończyła związek z uzależnioną osobą. – Odnalazłam się. Bez porównania jestem dzisiaj silniejsza.
Poradnik przetrwania i… wychowania
Ze statystyk wynika, że coraz więcej Polaków spędza chętniej niedzielę w galerii handlowej niż w kościele. Ale są i tacy rodzice, którzy wracają do niego, tyle że z większą świadomością. Religia pomaga uporządkować „własny świat”, wyznaczyć wartości, oswoić lęki.
– Kiedy pojawiły się na świecie moje dzieci, wróciło też pytanie o sens wiary. Zastanowiłam się nad tym, co chcę córkom powiedzieć o życiu? Dużo z mężem pracujemy, dlatego ważne jest, aby dbać także o naszą duchowość. Wierzę w Boga. I jest to wielka ulga: mieć zasady, wiedzieć, co robić po kolei w dzisiejszym świecie bez zasad – mówi mama 10-letniej Poli i 6-letniej Neli.
Jacek Mroczek, tata Oli, z zamiłowania jest autorem bajek dla dzieci, z wykształcenia psychologiem. Przez wiele lat pracował jako dziennikarz, a dziś zawodowo zajmuje się coachingiem, prowadzi szkolenia dla firm.
– Wiara w Boga przydaje się, kiedy tracisz pracę i pewność siebie. Warto przypomnieć sobie wtedy słowa, które usłyszałem w osiedlowym kościele: „Jeśli tracisz pracę, to nie rozpaczaj. Może Bóg tak postanowił, bo chce dać lepszą?”. Sprawdziło się to w moim przypadku – mówi Jacek. Jego zdaniem, jeśli człowiek trafi w swoim życiu na rozsądnego duchownego, może wiele zyskać. Trzeba uważnie dobierać swoich kaznodziejów. Mądry może być najlepszym trenerem osobistym, msza – sesją terapii grupowej, a spowiedź odpowiednikiem coachingu.
Religia nie tylko pomaga ulżyć duszy, ale też jest jednym z narzędzi wychowawczych dla dzieci. Pamiętając choćby o 10 przykazaniach, same się kontrolują. – Dekalog jest ponadczasowym kodeksem moralnym – przyznaje ks. prof. Adam Solak.
– Jeśli zrobię coś złego, to przypominam sobie, że Jezus oddał życie za kogoś i teraz ja powinnam przeprosić kogoś za to, że mu zrobiłam przykrość – mówi Angelika.
– Czasem, jak jestem zła i chcę coś zniszczyć, czymś cisnąć, to myślę o Jezusie.
Dzieci przyznają, że wiara w Boga daje im większą moc. Kiedy usłyszą coś niemiłego od kolegów, potrafią się lepiej bronić. – Ty też musisz zacząć wierzyć w Boga, bo będziesz się wtedy częściej uśmiechała. Będziesz bardziej radosna i szczęśliwa – radzi mi Jagoda.
– Po co dzieciom Bóg? – powtarza za mną to najprostsze z pytań ks. prof. Adam Solak. – Żeby wpierw ukochać siebie, a potem swoich najbliższych i podczas dorastania iść drogą miłości, a miłość to służba. Ten jest niemiły dla drugiego człowieka, kto nie lubi siebie. Ten potrafi kochać drugiego, kto kocha siebie.