Śpiewa, koncertuje, karmi, dba o rodzinę. Ania Wyszkoni, piosenkarka, mama 13-letniego Tobiasza i trzyletniej Poli, część tygodnia spędza w trasie, część w domu. Ale pełnię szczęścia osiąga wtedy, gdy udaje się jej połączyć bycie mamą i śpiewanie.
GAGA: Małe dzieci – mały problem, duże dzieci – duży problem. podpisujesz się pod tym?
Ania Wyszkoni: Obiema rękami! Problemy małego dziecka to głównie problemy rodziców. To my musimy się uporać z bolącymi dziąsłami podczas ząbkowana, z kolkami, z płaczem, z nieprzespanymi nocami. Malutkie dziecko, kiedy cierpi, szuka ratunku u mamy, a ona robi wszystko, żeby mu pomóc. Dwunastolatek już nie dopuszcza rodziców do wszystkich swoich spraw. Czasami widzę, że mojego syna coś dręczy, że ma jakiś kłopot, ale nic nie mogę na to poradzić. A matka fatalnie znosi złe samopoczucie swojego dziecka. Trzeba mu dać swobodę, otworzyć przestrzeń, żeby radziło sobie samo.
Kiedy urodziłaś pierwsze dziecko, byłaś bardzo młoda. Czułaś, że macierzyństwo coś ci zabiera?
Właściwie nie wiedziałam, co mnie czeka. Pochodzę z małej miejscowości i to były jeszcze czasy, kiedy kobieta rodziła pierwsze dziecko tuż po dwudziestce. Ja miałam 21 lat, więc nie czułam się w tym specjalnie odosobniona. To był standard. Wiedziałam, że mogę liczyć na moją mamę, co dawało mi spokój. Wiele musiałam się nauczyć, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że będę musiała zrezygnować ze swoich marzeń.
Zaczynałaś karierę już z dzieckiem u boku. To nie zdarza się często – kariera jest wymagająca i dziecko też jest wymagające.
To prawda. Z tym że ja nie planowałam jakiejś wielkiej kariery, chciałam śpiewać, chciałam być artystką, chciałam robić to, co lubię. Szybko nauczyłam się działać rozsądnie. Wiedziałam, że nie mogę grać sześciu koncertów w tygodniu, tylko raczej trzy. Dzięki temu miałam siłę do śpiewania, ale też do zajmowania się dzieckiem.
Syn zostawał z mamą, kiedy jechałaś na koncert?
Tak. Mama była olbrzymim wsparciem. Do dzisiaj są bardzo ze sobą związani. Mieszkaliśmy u moich rodziców przez pięć lat jego życia. Kiedy zdecydowałam, że się przeprowadzimy, syn bardzo to przeżywał. Zamieszkaliśmy tylko 10 km od mamy, ale przez pierwszy tydzień każdego wieczoru chciał wracać do jej domu. Kiedy urodziłam Polę, zarzekałam się, że tym razem będzie inaczej, że nie będę tak bardzo angażować mamy, tylko opiekunkę. Rzeczywiście, zatrudniłam ją, ale babcie są niezastąpione. Kiedy wyjeżdżam z domu i wiem, że dzieci są pod ich opieką, niczym się nie przejmuję.